Anglicy przywiązują niesamowitą wagę do sposobu wysławiania się. To właśnie po sposobie mówienia rozpoznawano z kim się ma przyjemność rozmawiać. Dlatego też często wzbogaceni kupcy brali specjalne lekcje by ich pochodzenie nie wyszło na jaw w towarzystwie. Bernard Shaw zasugerował, że wystarczy, by Anglik otworzył usta, by drugi go natychmiast znienawidził lub zaczął nim pogardzać. Zasada ta aktualna jest do dziś. Stanowi podstawowe kryterium przyporządkowania klasowego. Nie tylko to czym mówimy Pardon czy Sorry (tereny wiejskie nazywane są Pardonią), ale też to z jakim akcentem się wyrażamy i czy mam tzw. „syndrom sztywnej górnej wargi”. Poza tym charakterystyczna była niechęć Anglików do języka francuskiego. Było to nie tylko niewłaściwe i haniebne, ale wręcz wulgarne. Używanie go równało się mówieniu o piekle albo i samym diable, co w tamtym okresie uznane byłoby za przekleństwo. Język mógł stać się również drogą wiodącą ku utracie niewinności. Panie oburzało użycie słowa „spodnie”, pomimo iż przedmiot ów widywały codziennie.